Czas na zemstę - Gra Yomi

-Jaciee.- Mruknęłam i klepnęłam się w czoło. -Ale wstyd.- Skrzywiłam się pogłaskałam elektryczne lwiątko. -No, ładnie. Mam nadzieje, ze to tylko wy słyszeliście.- westchnęłam. -Następnym razem jak będę gadać przez sen to macie święte prawo mnie zakneblować.- Dodałam w końcu.

- No racze nikt pprócz nas - powiedziałrrozbawiony Mewtwo.
Pokemony powoli się przebudzały. Ale przez brak wietrzenua zrobiło się trochę duszno tutaj. Mewtwo uchylił okno. Od razu lepiej.

-No, mam nadzieje.- Mruknęłam i zamyślona podeszłam do okna. Wyjrzałam, by zobaczyć jaka jest dzisiaj pogoda. Może akurat uda się jeszcze czegoś dowiedzieć. Miałam nadzieje tylko, że tym razem orgie w burdelu nie będą mi się śnić.

Wkrótce Ingo zawołał cie na śniadanie. Pokemony od razu się ożywiły. Chyba wczoraj im bardzo smakowało. Czyli danie Ingo ożywi stworki nawet po tak koszmarnej nocy. Ale Mewtwo i tak bardziej interesuje książk .

Uważając, by nie przewrócić się czasem o biegnące stworki też poszłam na śniadanie. Zerknęłam czy moje pokemony nie mają zamiaru czasem rozrabiać i się przywitałam. -Cześć.- Usiadłam przy stole i popatrzyłam która jest godzina. Może po jedzeniu też mi się humor poprawi.

-Cześć - przywitał się z TobąiIngo.
Emmeta nie było. Ingo natomiast się bardzo starał przy tym śniadaniu.
- Smacznego - powiedział Ingo.
Pokemony rzuciły się na swoje jedzonko.

-Nawzajem.- Odpowiedziała i też zabrałam się za jedzenie. Emmet pewnie po wczorajszym chlaniu może leczył kaca. Zerknęłam na Ingo. Naprawdę starał się i robienie jedzenia wychodziło mu bardzo dobrze. No i pokemony są zadowolone.

Po chwilieEmmet wpadł, wziął lód i już go nie było.
- A mówiłem, żeby tyle nie pił... - westchnął Ingo.
Jak zjadłaś to imył naczynia i cię pocałował.

Popatrzyłam jak Emmet wpadł do kuchni. -Odchoruje i mu to przejdzie.- Odpowiedziałam i byłam bardzo zadowolona z pocałunku. Zerknęłam na swoje pokemony. -ewentualnie jak będzie dalej tak cierpieć to naśle na niego Deino z bombą. Migiem wyzdrowieje.- Dodałam rozbawiona.

- No tak... - powiedział Ing , patrząc się na Deino.
Mała natomiast wydobyła niezbyt przyzwoitą gazetę z szafki.
- Nie pytaj, jak kuzyn u nas był to tylko na to patrzył - wyjaśnił bbyś się nie pytała o nic więcej.
Chłopak wrzucił gazetkę do kosza na śmieci.

Westchnęłam tylko i popatrzyłam na Deino. -serio, mała. Powiedz mi dlaczego nie jestem zdziwiona, ze akurat ty wyciągasz takie rzeczy?- Poklepałam smoczka po łbie. -Nawet nie będę pytać.- Mruknęłam do Ingo. Zerknęłam jeszcze na resztę stworków.

Pozostałe pokemony grzecznie się bawiły.
- Deeee- twoja deino zrobiła rozkosznie upiorną min .
- Co za pokemon... Dobra, to co masz dzisiaj w planach? -sspytał Ing.
Po ytym cie przytulił.

-Tak, ona jest baardzo upiorna.- odpowiedziałam rozbawiona. To było nawet przyjemne jak mnie tak przytulał. -Nic takiego. pewnie połażę sobie trochę po mieście i może pójdę potrenować.- odpowiedziałam. Tego, ze pójdę szukać Rocketsów nie powiedziałam.

No na pewno.
- Aha, ja w sumie to samo. - odpowiedział.
Cmoknął cię w policzek.
- Oki kochanie, to do wieczora. - powiedział Ingo rozbawiony i jeszcze raz pocałował cię w policzek.
Po tym poszedł sobie.

-Paa.- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę Battle Subway. Chyba pokręcę się trochę po mieście za jakimiś Rocketsami. Ewentualnie w ostateczności zobaczę do tego burdelu. ale tylko w ostateczności. schowałam pokemony, by czasem nie rozrabiały i ruszyłam.

Cóż... Znalazłaś bar , gdzie także kręciły się podejrzane typki a nawet był zubal z wiadomością. Więcdo burdelu raczej nnie musisz iść. I dobrze, bo ktoś mógłby cie tam wziąć za prostututkę.

Rozejrzałam sie i usiadłam gdzieś z boku. Zaczęłam przysłuchiwać się prowadzonym tutaj rozmowom. Przynajmniej nie muszę leźć do tego cholernego burdelu. Na razie i tak niczego nie zamawiałam. Upijać się tutaj nie będę, wole na trzeźwo wszystko usłyszeć.

Był to jakiś diler. Nawet próbował cie namówić na kupno narkotyków. Próczttego nic ciekawego. Podejrzane typy znikały za pobliskimi drzwiami. To byli na pewnorocketsi . No i jakiś hothoot wyleciałstąd z wwiadomością.

Odprawiłam Dilera kilkoma żołnierskimi słowami. Jeszcze tego brakowało, by mi ten syf sprzedawał. Póki co dalej przysłuchiwałam sie prowadzonym tutaj rozmowom i zerknęłam na Rocketsów wchodzących za drzwi. Zawsze mogę za jakimś ruszyć i przywalić w łeb, by dowiedzieć się czegoś.

No ale tu zbytnio nie masz ku temu sposobności. Diler rzucił kilka przekleństw i poszedł nakłaniać kogoś innego do kupna u niego towaru. Jeden z rocketowców chyba był porządnie pijany, bo się zataczał. Po chwili siadł niezbyt zgrabnie przy stoliku w kącie.

Zerknęłam w stronę podchmielonego Rocketsa. No cóż, w końcu mówią, ze alkohol rozwiązuje języki. wstałam i zamówiłam kolejne piwo dla Rocketsa. Podeszłam do niego. -Co kolego? Czyżby kolejny ciężki dzień w robocie?- zakpiłam.

Facet popatrzył się na Ciebie i pociągnął solidnego łyka ze swojego kufla.
- No, szef ostatnio nieźle daje nam popalić... - mruknął rockets. - Nic ino składanie tego głupiego wiertła... - wziął kolejny łyk.

-Ooo...szef dał wam popalić? Niezbyt miło.- Odpowiedziałam. Czyli jednak jeszcze mają problemy z tym wiertłem. -No cóż... wasz szef musi być straszną mendą.- stwierdziłam i gdy tylko Rocketsomi skończy się piwo zamawiam kolejne.

Zamówiłaś mu kolejne piwo i facet dalej pił.
- A no mendą, i to jaką... - powiedział facet. - Ciagle sie drze, byśmy sprężali dupy, bo nas za jaja powiesi... - słownictwo to ma niezłe. - Przynajmniej kasa z tego jest, i to porządna... Chociaż w podziemiach tamtego magazynu się podusić można - wykrzywił się. - Zero wentylacji - mruknął.
Po chwili już dosłownie leżał na blacie.
[KLIK]

Uważnie słuchałam tego co mówił Rockets. -Menda i to jaka.- Mruknęłam. -Ciekawe kto byłby takim dupkiem, chociaż przynajmniej macie z tego kasę.- Dodałam udając zamyślenie. Może uda się wyciągnąć od Rocketsa czy może jest tutaj ich szef, chyba że tutaj kto inny nadzorował prace. Widocznie strasznie im się musi śpieszyć albo wiedzą już, ze ktoś będzie ich sabotować.